„Otwórzcie oczy i popatrzcie na to, co możecie
zobaczyć, nim zamkniecie je na zawsze.”
Tytuł: Światło, którego nie widać
Autor: Anthony Doerr
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 636
Moja ocena: 9/10

Pięćset kilometrów na północny wschód od Paryża w Zagłębiu Ruhry mieszka Werner Pfennig, który jako mały chłopiec stracił rodziców. Podczas jednej z zabaw Werner znajduje zepsute radio, naprawia je i wkrótce staje się ekspertem w budowaniu i naprawianiu radioodbiorników. Odtąd Werner poznaje świat, słuchając radia.
Kiedy hitlerowcy wkraczają do Paryża, dwunastoletnia Marie-Laure i jej ojciec uciekają do miasteczka Saint-Malo w Bretanii.
Werner Pfennig trafia tam kilka lat później. Służy w elitarnym oddziale żołnierzy, który zajmuje się namierzaniem wrogich transmisji radiowych. Podczas nalotu aliantów na Saint-Malo losy tej dwójki splatają się…
Ta
powieść jest z gatunku, po który bardzo rzadko sięgam. A szkoda. Właściwie
gdyby nie zadanie w wyzwaniu czytelniczym, o którym już pisałam, to pewnie w
ogóle bym jej nie przeczytała. Na szczęście po nią sięgnęłam i wzbogaciłam się
o kolejną pouczającą, przejmującą i opowiadającą o historii powieść.

Najbardziej poruszyły mnie rozdziały pisane z punktu widzenia Wernera. Czasami wydarzeń z życia tego młodego chłopaka napawały mnie grozą. Gdy autor opisywał szkolenie niemieckich
chłopców w specjalnej szkole nie raz przechodziły mnie ciarki. Gdybym była
chłopcem nie przeżyłabym tam jednego dnia. To były po prostu męczarnie i
psychiczne oraz fizyczne znęcanie się nad tymi pozornie słabszymi i gorszymi.
Nie
powiem, że historia Marie-Laure mnie nie poruszyła. Podziwiam tę dziewczynę za
jej ducha walki, chęć poznawania świata i podejście do życia. Tę młodą
dziewczynę spotkało tyle nieszczęść, a mimo to wciąż wierzyła, że wszystko się
ułoży i że jej historia będzie miała szczęśliwe zakończenie.

Sądzę,
że każdy z nas powinien przeczytać tę książkę. Mam wrażenie, że spodobałaby się
ona także osobom nieprzepadającym za historią. Powieść Anthonego Doerra wniosła
dużo do mojego życia. Odnoszę wrażenie, że gdy teraz spoglądam w przeszłość
patrzę na nią innymi oczyma. Naprawdę warto sięgnąć po tę pozycję! Każdy z nas
nauczy się z niej czegoś nowego. „Światło, którego nie widać” to taka książka,
która długo pozostaje w pamięci. Gdy kiedyś będę miała więcej wolnego czasu na
pewno sięgnę po nią ponownie.
Hmm... Zwykle nie czytam takiej tematyki, jednak to jak ją opisałaś... Na pewno skorzystam jeśli będę miała możliwość jej przeczytania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://fanofbooks7.blogspot.com